Po rocznej przerwie Jesień w Beskidach wróciła w nowej formule. Uległem prośbom coraz większej liczby znajomych i zorganizowałem rajd rodzinny. I jak to zwykle bywa w takich przypadkach, ci co domagali się możliwości wyjazdu z dziećmi teraz nie pojechali, a ci co jeszcze dzieci nie mają zapewne wystraszyli się ich obecności.
W efekcie nasza rodzina pojechała sama, jednak zachowując wszystkie obyczaje rajdowe. Nowa formuła okazała się strzałem w dziesiątkę. Dzieciaki świetnie się odnalazły zarówno w czasie jesiennej wędrówki, choć aura nas nie rozpieszczała, jak i na wieczornych schroniskowych śpiewankach. :-)
W ten sposób nowa seria rajdów Jesień w Beskidach została zainaugurowana. I choć rajd od nowa będzie musiał budować bazę uczestników, to wróżę mu jeszcze większe powodzenie niż przez pierwsze 20 lat. :-)
W tym roku zaniosło nas w Beskid Sądecki. Ponieważ jechaliśmy sami, więc wybraliśmy samochód. Wyjechaliśmy z Warszawy w środę po zajęciach popołudniowych dzieciaków, aby dojechać do Rytra około 23. Po noclegu w agroturystyce z samego rana ruszyliśmy na szlak. Rozpoczęliśmy od zwiedzenia ryterskich ruin zamku. Potem okrężną drogą, bez szlaku, powędrowaliśmy na Cyrlę, gdzie czekał nas pierwszy nocleg. Kolejnego dnia ruszyliśmy czerwonym szlakiem na Halę Łabowską. W sobotę przeszliśmy do schroniska na Jaworzynie Krynickiej, w związku z którym mieliśmy pewne obawy (wiadomo - cywilizacja), a okazało się, że był to najfajniejszy nocleg. W niedzielę, ostatniego dnia rajdu, weszliśmy na szczyt Jaworzyny Krynickiej, po czym zjechaliśmy kolejką do Czarnego Potoku. Stamtąd aż trzema busami i jednym stopem dostaliśmy się do Rytra, gdzie czekał na nas samochód. W domu byliśmy punktualnie o 17, po niecałych 8 godzinach od wyjścia ze schroniska.
We wszystkich schroniskach po staremu urządzaliśmy śpiewanki. Okazało się, że mnóstwo ludzi chce się przyłączać do takich imprez, czego przez lata, wędrując w dużych grupach, nie zauważaliśmy. Jesień w Beskidach po raz kolejny pokazała swoją magię. :-)